Kraj |
Polska
|
Stolica |
Warszawa |
Waluta |
Złoty (PLN)
1złoty = 100 groszy |
Rok wydania |
1.08.1984 |
Wartość |
6,00zł |
Opis |
Znaczek
pochodzi z serii, której motywem było upamiętnienie 40.
rocznicy powstania warszawskiego. Znaczek przedstawia dwóch
powstańców, z których jeden usiłuje namierzyć bronią cel.
|
Powstanie Warszawskie to największy
zryw militarny w okupowanej przez Niemców Europie. Nierówna walka
trwała 63 dni. 1 sierpnia 1944 r. - po latach nieludzkiej i
zbrodniczej okupacji niemieckiej, która każdego dnia przynosiła
nowe zbrodnie - warszawiacy chwycili za broń. Bitwa o Warszawę
przyniosła zagładę miasta, śmierć około 150 tys. osób i
wypędzenie reszty mieszkańców stolicy.
Wybuch Powstania w pierwszych chwilach
wywołał entuzjazm. Wydawało się bowiem, że zwycięstwo jest w
zasięgu ręki. Nic dziwnego, na tydzień przed wybuchem Powstania
tysiące warszawiaków ze zdumieniem, ale też radością w sercu,
obserwowało na moście Poniatowskiego i w Alejach Jerozolimskich
kolumny cofających się na zachód Niemców. W pochodzie tym szły
też, w niemieckich mundurach, jednostki kolaboranckie złożone
często z byłych żołnierzy Armii Czerwonej. Wycofujący się
sprawiali wrażenie pobitej armii. Szli, ciągnąć za sobą łupy
zdobyte w mijanych wsiach - krowy czy chłopskie furmanki zaprzężone
w chude szkapy.
Pochodowi temu towarzyszył z dala
głuchy huk bitwy pancernej toczącej się między Niemcami a Armią
Czerwoną w rejonie Wołomina.
Niemcy zdołali powstrzymać panikę i
bezładny odwrót swoich żołnierzy. Do Warszawy, leżącej teraz na
zapleczu frontu, w miejsce rozbitych jednostek skierowano karne
wojsko.
To w takiej sytuacji zarówno polski
rząd na uchodźstwie w Londynie, jak i dowódca Armii Krajowej
musieli podjąć decyzję, czy i kiedy rozpocząć Powstanie. Decyzję
dramatyczną, o której sens spór toczy się do dziś. W ostatnich
dniach lipca 1944 r. wydawało się, że sytuacja na froncie stwarza
szansę, by wyprzeć Niemców, zająć Warszawę i uprzedzić
nadchodzącą Armię Czerwoną.
W poniedziałek, 31 lipca o godz. 19
pułkownik Antoni Chruściel „Monter”, dowódca Okręgu AK
Warszawa, podpisał rozkaz rozpoczęcia Powstania i skierował go do
podległych sobie dowódców.
1 sierpnia do falstartów i strzelaniny
dochodziło w wielu miejscach Warszawy od samego rana. O godz. 17
oddziały powstańcze zaatakowały wyznaczone wcześniej obiekty we
wszystkich dzielnicach miasta. Zadaniem powstańców było zajęcie
strategicznych punktów i utrzymanie ich do chwili wkroczenia do
Warszawy Armii Czerwonej.
Choć do 4 sierpnia powstańcom udało
się opanować większą część Śródmieścia ze Starym Miastem,
nie powiodło się zdobycie ważnych obiektów wojskowych, mostów,
lotnisk, dworców, ośrodków dowodzenia, koszar, większości
gmachów urzędów. Chociaż siły niemieckie były rozproszone, to
zajmowane przez nie obiekty były umocnione.
W dniu wybuchu Powstania w lewobrzeżnej
Warszawie mieszkało 720 tys. osób, a blisko 200 tys. w jej
prawobrzeżnej części (wobec ponad 1,3 mln przed wrześniem 1939
r.). Jerzy Kirchmayer w książce „Powstanie Warszawskie”
wylicza, że 1 sierpnia 1944 r. Armia Krajowa miała w mieście
zaprzysiężonych ok. 50 tys. osób.
W ogromnym stopniu byli to ludzie
młodzi lub bardzo młodzi. Głównie inteligenci, absolwenci
podziemnych gimnazjów i liceów warszawskich, studenci, związani w
czasie okupacji z akowskim podziemiem, bardzo często członkowie
konspiracyjnego harcerstwa.
Przytoczmy wspomnienie studenta
podziemnego wydziału architektury Kazimierza M. Piechotki:
„Między nauczającymi a uczącymi
się powstał niespotykany ani przedtem, ani po wojnie bezpośredni
kontakt. Nie było pośrednictwa asystentów i formalizowania. Młodzi
ludzie nie tylko studiowali i brali udział w konspiracji, mieli też
zarabiać na swoje i często swoich rodzin utrzymanie. Nikogo nie
dziwiło, gdy student podczas zajęć przepraszał: Panie profesorze,
muszę już wyjść - nie tłumacząc powodu, co było oczywiste, że
jest konieczność i wynika z tych ważnych >dodatkowych<
obowiązków”.
To właśnie tacy ludzie szli potem
masowo do Powstania.
Wanda Traczyk-Stawska, łączniczka w
Oddziale Osłonowym Wojskowych Zakładów Wydawniczych, na tle
swojego zdjęcia z Powstania. - W początku września, po upadku
Powiśla, zajmowaliśmy pozycje na Szpitalnej pomiędzy Górskiego i
Warecką w Śródmieściu Północ. Tam powstało to zdjęcie.
Strzelam z pistoletu maszynowego błyskawica. Nie wiedziałam, że
jestem fotografowana. Byłam zła, że kolega, ten po lewej, wychylił
się na linie ognia Niemców - opowiada.
50 tys. osób zaprzysiężonych przez
AK to siła tylko pozornie wielka. Decydujące było fatalne
uzbrojenie. Wielu powstańców w Godzinę W nie otrzymało żadnej
broni. Brakowało karabinów maszynowych, rusznic. Cięższą bronią
- poza kilkoma działkami i ckm-ami - powstańcy w ogóle nie
dysponowali. Dominowała broń krótka, mało przydatna w walkach
miejskich z regularną armią. Te dysproporcje dotyczyły nie tylko
uzbrojenia, ale też wyszkolenia, doświadczenia w walce,
umiejętności posługiwania się nowoczesną bronią. W
wystarczającym stopniu mieli je tylko żołnierze Kedywu
(Kierownictwo Dywersji Armii Krajowej).
A jednak Powstanie trwało ponad dwa
miesiące. Atutami Polaków były znajomość terenu i determinacja.
1 sierpnia, w Godzinie W, udało się zmobilizować tylko część
sił AK - ok. 30 tys. żołnierzy. W Śródmieściu stawiło się
najwięcej spośród tych, którzy mieli tam przybyć - 60 proc.;
najmniej na pełnej wojsk niemieckich Pradze - 40 proc.
Drugą co do liczebności siłą wśród
oddziałów powstańczych, po AK, były Narodowe Siły Zbrojne -
szacuje się, że walczyło ich nie mniej niż 2,5 tys. żołnierzy,
wbrew władzom politycznym i dowództwu, które potępiło Powstanie.
Wszystkie oddziały NSZ zostały na czas Powstania podporządkowane
dowództwu AK. Ok. 800 osób wystawiła komunistyczna Armia Ludowa.
Stało się to pomimo sprzeciwu władz Polskiej Partii Robotniczej.
AL-owcy liczyli zresztą na szybkie współdziałanie z Armią
Czerwoną. Ok. 700 osób wystawił lewicowy Korpus Bezpieczeństwa, a
od 120 do 500 centrolewicowa Polska Armia Ludowa.
Okręgiem Warszawskim AK 1 sierpnia
dowodził pułkownik Antoni Chruściel „Monter”. Podległe mu
jednostki koncentrowały się w ośmiu obwodach:
I - Śródmieście - dowodził
podpułkownik „Radwan” Franciszek Edward Pfeiffer
II - Żoliborz - dowodził podpułkownik
„Żywiciel” Mieczysław Niedzielski
III - Wola - dowodził podpułkownik
„Waligóra” Jan Tarnowski
IV - Ochota - dowodził podpułkownik
„Grzymała” Mieczysław Sokołowski
V - Mokotów - dowodził podpułkownik
„Przegonia” Aleksander Hrynkiewicz
VI - Praga - dowodził podpułkownik
„Bober” Antoni Żurowski
VII - powiat warszawski - dowodził
major Kazimierz Krzyżak, „Bronisław”
VIII - Obwód Okęcie - dowodził major
Stanisław Babiarz „Wysocki”
Bezpośrednio dowódcy Okręgu
Warszawskiego AK podlegały bataliony NOW-AK i Batalion Harcerski
“Wigry”, tworzące zgrupowanie „Paweł”. Do tego dochodził
Kedyw Okręgu AK, jednostki saperskie, łączności itd. Wszystkie
podlegały dowództwu podpułkownika „Pawła” (Franciszka
Rataja).
Z kolei Komendzie Głównej AK
podlegały oddziały pod dowództwem podpułkownika „Radosława”
Jana Mazurkiewicza, tworzące zgrupowanie „Radosław”.
Podporządkowane zgrupowaniu bataliony „Zośka” i „Parasol”
przeszły do legendy Powstania Warszawskiego.
W chwili wybuchu Powstania w Warszawie
stacjonował niemiecki garnizon liczący ponad 16 tys. żołnierzy.
Było w nim ok. 6 tys. żołnierzy Wehrmachtu oraz 4,3 tys. SS-manów
i policjantów. Blisko 3 tys. ludzi liczyła obsługa lotnisk na
Okęciu i Wrzecionie. Do tego dodać trzeba obsadę przyczółków
mostów na Wiśle.
Siły niemieckie rozproszone były w
różnych punktach miasta, a komendę nad nimi sprawował gen. Reiner
Stahel, świeżo mianowany na to stanowisko 27 lipca 1944 r.
Wcześniej stał na czele garnizonów w Rzymie i Wilnie. Dowódcą
jednostek policyjnych w Warszawie był SS-Oberführer Paul Otto
Geibel.
Na początku walk powstańcom udało
się opanować jedynie kilka strategicznych punktów miasta. 1
sierpnia otoczyli dzielnicę rządową wokół pl. Piłsudskiego,
odcinając drogę ewakuacji gen. Stahelowi i niemieckiemu
gubernatorowi Warszawy Ludwigowi Fischerowi.
Fatalną okolicznością dla powstańców
była obecność potężnych sił niemieckich na zapleczu frontu
zbliżającego się do Warszawy od wschodu.
Przez stolicę przepływały jednostki
9. Armii dowodzonej przez generała wojsk pancernych Nikolausa von
Vormanna. W składzie tej armii znajdowali się zaprawieni w bojach
żołnierze 3. Dywizji Pancernej SS „Totenkopf”, 5. Dywizji
Pancernej SS „Wiking” i Dywizji Spadochronowej Luftwaffe „Herman
Göring”.
Mimo to zgromadzone w mieście oddziały
niemieckie same nie były w stanie zdławić zrywu 40 tys.
powstańców.
Tadeusz Sawicki w książce „Rozkaz
zdławić powstanie” zauważył, że dla Niemców walcząca
Warszawa stanowiła istotną część bitwy toczonej przez nich latem
1944 r. nad środkową Wisłą. Przez mosty w Warszawie wiodło
jedyne połączenie pomiędzy niemieckimi jednostkami pancernymi
walczącymi na wschód od Wisły a tymi, które starały się zgnieść
uchwycony przez Rosjan Przyczółek Magnuszewski. Ta trasa wiodła
przez Aleje Jerozolimskie i Grójecką, blokowane przez powstańców.
W pierwszych dniach powstania Niemcy ze zmiennym powodzeniem
usiłowali udrożnić Aleje.
Kolejnym zadaniem było odblokowanie
tzw. dzielnicy rządowej wokół placu Piłsudskiego (wtedy Hitlera).
To w tym kierunku 5 sierpnia ruszyło uderzenie niemieckie ulicami
Wolską, Chłodną, Mirowską i Elektoralną. Jednocześnie zaczęło
się metodyczne tłumienie Powstania. Polegało na rozcinaniu
połączeń pomiędzy poszczególnymi dzielnicami zajmowanymi przez
powstańców i potem ich kolejnym zajmowaniu. Tak po ciężkich
walkach padła Starówka, Powiśle, Czerniaków, Mokotów, wreszcie
Żoliborz.
Fiaskiem okazał się wybuch Powstania
na Okęciu i Pradze. Na Okęciu powstańcy bardzo szybko zostali
rozgromieni przez dobrze umocnionych Niemców. Na Pradze zryw dogasał
już 2 sierpnia. Tylko w kilku miejscach walczyli osamotnieni
powstańcy. W rejonie Pragi w końcu lipca skoncentrowały się duże
siły niemieckie, w tym lewe skrzydło silnej 9. Armii.
Sytuacja Powstania uległa dramatycznej
zmianie, gdy trzeciego i czwartego dnia walk do Warszawy dotarła
główna niemiecka odsiecz. Zorganizował ją SS-Reichsführer
Heinrich Himmler, który nadzorował pacyfikację miasta. Swoim
podwładnym przekazał rozkaz wydany przez Führera: „Każdego
mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców.
Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być
stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.
Z Poznania sprowadzono zorganizowaną
naprędce specjalną grupę pod komendą SS-Gruppenführera Heinza
Reinefahrta, urodzonego w Gnieźnie wyższego dowódcy SS i policji w
Kraju Warty. Razem z nią do Warszawy przybył 608. Pułk Ochrony
Wehrmachtu płk Willy’ego Schmidta. Z Prus Wschodnich ściągnięto
kryminalistów z brygady SS-Obersturmbannführera Oskara
Dirlewangera, zaprawionych w krwawych pacyfikacjach białoruskich
wsi. Była to zbieranina najgorszych szumowin, rekrutowanych z
więzień i obozów koncentracyjnych przestępców, których sami
Niemcy nazywali „stadem świń”. Na samym Dirlewangerze ciążył
wyrok za gwałt na nieletniej.
W odsieczy brali też udział
szturmowcy z brygady SS z Ełku oraz oddziały kolaboranckie złożone
z Rosjan, Białorusinów, Ukraińców, Kozaków, Azerów i Turkmenów,
którzy służąc wcześniej w Armii Czerwonej dostali się do
niemieckiej niewoli. Z grabieży i gwałtów słynęła sprowadzona z
Częstochowy rosyjsko-ukraińsko-białoruska brygada RONA, dowodzona
przez kolejnego zbrodniarza i degenerata SS-Brigadeführera
Bronisława Kamińskiego. W Warszawie w pełni potwierdziła swoją
ponurą sławę. Podobnie jak 111. Pułk Azerbejdżański i
Wschodniomuzułmański Pułk SS. Służących w nim warszawiacy
nazywali „kałmukami”. Do tego dochodziły m.in. batalion
Kozaków, pociąg pancerny, samoloty bombardujące. Potem siły te
były stale wzmacniane, także o jednostki specjalistyczne, np.
baterię moździerzy pozycyjnych czy oddział tankietek specjalnego
przeznaczenia.
Wieczorem 5 sierpnia dowództwo nad
pacyfikacją powstania objął SS-Obergruppenführer Erich von dem
Bach-Zelewski, specjalista od zwalczania partyzantów na terenie ZSRR
i Polski. Wsławił się też jako organizator masakr ludności
żydowskiej w Rydze, Mińsku i Mohylewie. W sierpniu 1944 r. w
Warszawie pod jego komendą walczyło ok. 25 tys. ludzi, ale liczba
ta była zmienna. Główną siłę uderzeniową korpusu von dem Bacha
stanowiła grupa bojowa Heinza Reinefartha, do której dołączyli
kryminaliści Dirlewangera. Liczyła 5100 oficerów i żołnierzy,
podzielonych na trzy grupy szturmowe dowodzone przez: Oskara
Dirlewangera, Maksa Recka i Willy’ego Schmidta. Jej podstawowym
zadaniem było przebić się od zachodu (od strony Woli) przez
Warszawę aż do Wisły, odzyskać kontrolę nad szlakiem
komunikacyjnym wschód-zachód, uwolnić dzielnicę rządową i
podzielić miasto na mniejsze fragmenty, które łatwiej pacyfikować.
Z kolei brygada RONA natarła na miasto
od strony Ochoty. Na Woli i Ochocie oddziały podległe von dem
Bachowi, poza zdobywaniem terenu, dokonały masowych zbrodni na
ludności cywilnej, liczonych w dziesiątkach tysięcy ofiar. W
połowie września, gdy za Wisłą byli już Rosjanie, siły
niemieckie dodatkowo wzmocniono jednostkami frontowymi Wehrmachtu.
Do tłumienia Powstania wróg użył
całego arsenału: mniejszych moździerzy, samobieżnych dział,
armat, czołgów, transporterów opancerzonych, nosicieli ładunków
wybuchowych do rozsadzania barykad, samobieżnych zdalnie sterowanych
tankietek z bombą w środku, czyli goliatów, i przenośnych
wyrzutni rakiet, które lecąc, wydawały charakterystyczny ryk,
dlatego warszawiacy nazywali je „krowami”. Mogły zburzyć całą
kamienicę. Szturmujących powstańcze pozycje Niemców wspierał też
ogień z pociągu pancernego i pływającej po Wiśle kanonierki.
Na Woli w pierwszych godzinach zrywu
powstańcy odnieśli sukcesy, zajmując duży obszar dzielnicy. To
wtedy powstała dziarska piosenka: „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola/
Bronią jej chłopcy od Parasola”. Wydawało się, że Niemcy
zostaną wkrótce wyparci z dzielnicy. Zdobyto nawet dwa czołgi typu
Panther. Tutaj też, przy ul. Dzielniej w fabryce Kamlera, ulokowała
się kwatera główna AK z komendantem Tadeuszem Komorowskim „Borem”
na czele.
Niemcy na Wolę uderzyli 5 sierpnia od
strony nasypu kolejowego. Rozkaz ataku wydał dowódca zaangażowanej
w walki z Rosjanami niemieckiej 9. Armii gen. von Vormann. Do przodu
w szybkim tempie parło zgrupowanie generała policji
SS-Gruppenführera Heinza. Wspomagała go broń pancerna i m.in.
batalion brygady Dirlewangera. Główne uderzenie niemieckie ruszyło
Wolską. Powstańcy byli bezradni. Niemcy posuwali się Wolską i
Chłodną, szybko dochodzili do Wroniej, dokonując niewyobrażalnych
mordów na ludności cywilnej. Przez kilka dni zamordowano 40 tys.
osób. 6 sierpnia Niemcy posuwali się dalej ulicą Chłodną,
Mirowską w stronę Ogrodu Saskiego i placu Piłsudskiego, gdzie byli
okrążeni Niemcy wraz z gubernatorem dystryktu warszawskiego.
Nie powiodło się też powstanie na
Ochocie. 1 sierpnia powstańcom nie udało się tu opanować niemal
żadnego ważniejszego punktu. Już nocą z 1 na 2 sierpnia z Ochoty
do lasów wyruszyło zgrupowanie ppłk. Grzymały. 2 sierpnia
jednostka por. Gustawa zajęła okolicę ulicy Barskiej (tzw. reduta
Kaliska). Z kolei w rejonie ul. Pługa bronił się pluton ppor.
„Stacha”. Od 4 sierpnia Ochota palona była przez żołdaków z
RONA. Otoczony „Gustaw” walczył do 10 sierpnia. Przebił się
wraz z 90 żołnierzami do Lasów Chojnowskich. Pluton „Stacha”
wycofał się kanałami do Kolonii Staszica i stamtąd na Polną.
Ciężko ranny dowódca utonął w kanale.
W pierwszych dniach sierpnia powstańcom
udało się zająć niemal całą Starówkę. Początek Powstania w
najstarszej dzielnicy Warszawy upłynęły spokojnie. Walczono
jedynie na jej obrzeżach. 3 sierpnia udało się zdobyć gmach
Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Potężny budynek miał
się stać powstańczą fortecą broniącą Starówki od północy.
Niemcy uderzyli na Stare Miasto z dużą siłą. Atakowała grupa
bojowa SS-Gruppenführera i generała policji Heinza Reinefartha z
korpusu von dem Bacha. Liczyła ponad 7 tys. żołnierzy. Wspomagały
ich ciężkie moździerze, działa szturmowej kompanii pancernej,
goliaty, bateria wyrzutni rakietowych, pociąg pancerny.
Bombardowania prowadziły cztery samoloty nurkujące. Główne
natarcie niemieckie na Starówkę ruszyło 19 sierpnia. Upadek
Starego Miasta 2 września był strategiczną katastrofą. Oznaczał
odcięcie Śródmieścia i skazanie na zagładę.
Najważniejszym punktem strategicznym,
jaki udało się zająć powstańcom na Powiślu w pierwszych dniach,
była elektrownia. Fiaskiem skończyła się jednak próba zajęcia
przyczółka mostów Poniatowskiego i średnicowego. Niemcy panowali
też nad Wybrzeżem Kościuszkowskim, Mariensztacie, Podzamczu i
przyczółku mostu Kierbedzia.
Do początku września było tu
względnie spokojnie. Generalny szturm Niemcy przypuścili 6
września. Natarcia na Powiśle dokonała grupa Heinza Reinefartha
dwoma zgrupowaniami Schmidta i Dirlewangera, mordując kolejnych
cywilów. Obrońcy Powiśla zostali zdziesiątkowani. Upadek
dzielnicy spowodował tak wielkie wrażenie, że Krajowa Rada
Ministrów wysłała do Londynu depeszę o możliwości kapitulacji
miasta. Powstanie chyliło się ku upadkowi.
Nowy asumpt do walki dało powstańcom
zdobycie Pragi przez 1. Armię Wojska Polskiego i Armię Czerwoną.
Ale Stalinowi nie zależało na zwycięstwie Powstania. Wolał
zaczekać, aż Armia Krajowa się wykrwawi. Powstanie trwało jeszcze
miesiąc. Tymczasem na Zachodzie przedstawicie rządu londyńskiego
zabiegali o interwencję aliantów, zrzuty broni, wywarcie nacisku na
pomoc Stalina, a także uznanie żołnierzy AK za pełnoprawnych
kombatantów. Powstańcy niemal do końca Powstania traktowani byli
przez Niemców jak „bandyci” i zabijani na miejscu.
Alianci ostatecznie zdecydowali się na
symboliczne dostawy sprzętu. Pierwszych zrzutów dokonali w nocy z 4
na 5 sierpnia. Samoloty startowały i kończyły lot we Włoszech.
Zasięg bombowców typu Halifax, Lancaster czy Liberator nie
przekraczał 3 tys. km. Stalin odmawiał zgody na lądowanie
samolotów po sowieckiej stronie frontu. 21 września alianci
zaprzestali zrzutów ze względu na „duże straty i trudne warunki
atmosferyczne”. Alianci utracili 27 maszyn z pomocą dla Warszawy.
Niestety, większość zasobników z bronią, amunicją i prowiantem
spadło na teren opanowany przez Niemców.
We wrześniu walka trwała w sześciu
coraz bardziej izolowanych dzielnicach: Śródmieściu Północnym i
Południowym, na Górnym i Dolnym Czerniakowie, Mokotowie i
Żoliborzu. Wymieńmy te dzielnice w kolejności ich kapitulacji w
końcu miesiąca. Górny Czerniaków od Powiśla oddzielał wał
kolejowy, od Dolnego Czerniakowa koszary w rejonie Podchorążych i
Szwoleżerów. Na Górnym Czerniakowie powstańcy dotrwali aż do
połowy września. 11 września ruszyło na nich natarcie korpusu von
dem Bacha. Od południa nacierała grupa Rohra, od północy
zgrupowanie Dirlewangera. Polską obroną dowodził ppłk Jan
Mazurkiewicz „Radosław”. Zgrupowanie „Kryska” broniło się
w rejonie Portu Czerniakowskiego, batalion „Czata 49” w okolicach
Rozbratu od Górnośląskiej po Szarą, batalion „Broda” z
resztkami „Parasola” wzdłuż Rozbratu. Do 15 września powstańcy
zepchnięci zostali na obszar między Ludną a Zagórną. Krytycznej
sytuacji nie zmieniła próba desantu berlingowców z prawego brzegu
Wisły. Ostatnie strzały na Górnym Czerniakowie padły 23 września.
Zmasowane uderzenie Niemców na Mokotów
zaczęło się w sobotę 23 września od silnego ostrzału.
Następnego dnia Niemcy przystąpili do właściwej akcji. Nacierali
od strony Alej Niepodległości w stronę parku Dreszera i Puławską
od południa. Wspierało ich osiem czołgów. 27 września Mokotów
skapitulował. Jeszcze tego samego dnia przed południem naprzeciw
domu przy Dworkowej 5 Niemcy dokonali barbarzyńskiej egzekucji
powstańców wychodzących z kanału.
Na Żoliborzu Powstańcy pod dowództwem
ppłk. Mieczysława Niedzielskiego „Żywiciela” do 4 sierpnia
niemal bez walki zajęli prawie całą dzielnicę, która do końca
września stanowiła rodzaj powstańczego „państwa” ze sprawnie
zorganizowaną administracją wojskową i cywilną. Ostateczny atak
Niemców na Żoliborz nastąpił w dniach 29 i 30 września. Mieli
wielokrotną przewagę. Natarcie było tak silne, że powstańcy byli
bez szans. Atakowała m.in. 19. Dywizja Pancerna wzmocniona 560.
Batalionem do Zadań Specjalnych. Atak poprzedzony był
bombardowaniem i silnym ostrzałem artyleryjskim dzielnicy. Żoliborz
skapitulował 30 września.
Śródmieście Północne walczyło od
pierwszych minut powstania. Górowały nad nim dwa drapacze chmur. O
Pastę przy ul. Zielnej powstańcy stoczyli krwawy bój. Na
Prudentialu przy pl. Napoleona już w pierwszych godzinach powstania
zawisł biało-czerwony sztandar. W połowie drogi, między obydwoma
budynkami, w gmachu PKO przy Świętokrzyskiej od 26 sierpnia do 4
września mieściła się Komenda Główna AK, a przy ul. Jasnej w
hotelu Victoria siedziba komendanta i dowódcy warszawskiego okręgu
AK gen. Antoniego Chruściela „Montera” („Monter” w hotelu
Victoria urzędował do 4 sierpnia, po zbombardowaniu budynku
przeniósł się do gmachu PKO, gdzie przebywał do 4 września, a
następnie do końca Powstania w kinie Palladium przy ul. Złotej).
Do września było tu spokojnie. W piekło dzielnica zamieniła się
w trakcie wrześniowych bombardowań.
Już w pierwszych dniach sierpnia
powstańcom udało się opanować znaczną część Śródmieścia
Południowego. Linia frontu przebiegała w bezpośrednim sąsiedztwie
tzw. dzielnicy niemieckiej - od południowego wschodu, i zajętego
przez Niemców Pola Mokotowskiego i otoczenia Stacji Filtrów.
Wielkim sukcesem powstańców było zajęcie Małej Pasty 23
sierpnia. Walki o utrzymanie dzielnicy trwały do końca września.
Przed kapitulacją Niemcy nie zdążyli przypuścić na tę dzielnicę
generalnego szturmu.
W Powstaniu szczególnie wysoką cenę
zapłaciła ludność cywilna. Apologetycy zrywu często o tym
zapominają. „Nie rozmawiajmy o mnie, tylko o ludności cywilnej,
bo cywile byli dzielniejsi od żołnierzy” - powtarza Wanda
Traczyk-Stawska „Pączek”, która jako 17-latka walczyła w
Powstaniu z bronią w ręku.
W sierpniu i w wrześniu 1944 r.
mieszkańcy Warszawy wykazali się niezwykłą wprost samoorganizacją
i wielką solidarnością. W ogarniętym walkami mieście potrafili
stworzyć namiastkę normalnego życia. Było to zadanie heroiczne w
sytuacji, gdy na stolicę spadał grad bomb i pocisków, a
zaopatrzenie z zewnątrz zostało odcięte. Fenomenem powstańczej
Warszawy stały się kuchnie wydające posiłki żołnierzom i
cywilom. Były ich setki. Wiele z nich zakładali wspólnie
mieszkańcy jednego domu lub bloku, którzy od 1 sierpnia
organizowali się w komitety samopomocy. Małe kuchnie urządzali na
podwórkach kamienic - wystarczyło kilka cegieł, a już stało
prowizoryczne palenisko. Na posiłki przychodzili mieszkańcy domu,
ale też osoby, które straciły dach nad głową lub uchodźcy z
innych dzielnic, które zajęli już Niemcy. „Każda kamienica
żywiła kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu bezdomnych. Dla
przykładu budynek przy ul. Kruczej 8 zamieszkiwało 100 stałych
mieszkańców i 77 uciekinierów i pogorzelców” - pisze
historyczka Katarzyna Utracka z Muzeum Powstania Warszawskiego w
artykule „Aprowizacja powstańczej Warszawy”.
Kuchnie organizowane też były przez
Radę Główną Opiekuńczą, zakony oraz cywilną administrację
miasta działającą równocześnie z powstańczym dowództwem
wojskowym. Na jej czele stał okręgowy delegat Rządu RP na Warszawę
Marceli Porowski. Jedną z największych publicznych kuchni otwarto
przy ul. Hożej 28. Dziennie wydawała 2 tys. obiadów, w tym 900 dla
żołnierzy. Inna - przy ul. Złotej 50 - serwowała 30 tys. porcji
zupy tygodniowo i znaczne ilości kaszy manny dla dzieci. Z myślą o
najmłodszych organizowano zresztą specjalne kuchnie mleczne. Dla
powstańców zaś posiłki szykowała m.in. organizacja Pomoc
Żołnierzowi. Produkty pochodziły z różnych źródeł. Część
ze zdobytych przez powstańców wielkich składów prowiantu (m.in.
niemieckich magazynów przy ul. Stawki, fabryki Fuchsa, zakładu
Pluton, młyna Gransberga, browaru Haberbuscha i Schielego), część
z domowych zapasów, z rekwirowanych sklepów i restauracji, z
zakładanych na placach i skwerach ogródków i grządek, ale też z
rezerw Rady Głównej Opiekuńczej i Komitetu Opieki nad Uchodźcami.
W częściach miasta uwalnianych od
Niemców cywilna administracja nakazywała właścicielom sklepów
otwierać je. Podstawowe produkty nadal były sprzedawane na kartki,
jak w czasie okupacji, ale sklepikarze dostali zakaz ich
magazynowania. Zapasy żywności szybko się wyczerpywały. Problemy
pojawiły się już w połowie sierpnia. We wrześniu nad stolicą
zawisło widmo głodu. Głównym posiłkiem warszawiaków stała się
zupa „plujka” gotowana z pszenicy lub jęczmienia z browaru
Haberbuscha i Schielego. Zboże na mąkę mielono w młynkach do
kawy. „Ludzie całymi dniami kręcili młynki. Od rana do wieczora,
często jeszcze i w nocy rozlegał się w całym domu monotonny
chrobot” - pisała Hanna Regulska w książce „Tamte lata, tamte
czasy”. W obliczu głodu zaczęto polować na wałęsające się po
mieście psy.
Sytuację pogarszał brak wody w
miejskiej sieci, która w wiele miejsc nie dopływała, bo rury były
zniszczone. Po zbombardowaniu 4 września elektrowni na Powiślu
zabrakło też prądu, który napędzał pompy wodociągowe. W
mieście zaczęto kopać studnie i instalować motopompy
dostarczające wodę do niewielkich enklaw. Przed takimi studniami
ustawiały się długie kolejki warszawiaków z wiadrami, garnkami i
miskami. W tych warunkach najtrudniej było przeżyć małym
dzieciom, które potrzebowały mleka, kaszek, odżywek. Produkty te
starały się zapewnić władze cywilne i organizacje charytatywne,
ale ich pomoc często nie wystarczała. Z powodu niedożywienia zmarł
kilkumiesięczny syn dziennikarza Edmunda Osmańczyka. Takich
przypadków było więcej.
Mimo codziennych dramatów cywile byli
w stanie wykrzesać z siebie siłę, by wspierać powstańców -
budować z nimi barykady, dożywiać walczących. „Przynosili nam
wodę i smakołyki, zapraszali do domów, pozwalali wziąć kąpiel.
Bez ich pomocy nie przetrwalibyśmy ani jednego dnia” - powiedziała
Wanda Traczyk-Stawska, wspominając mieszkańców domu przy ul.
Smolnej, w którym kwaterował jej oddział. Nie brak jednak relacji
o cywilach, którzy oskarżali powstańców o spowodowanie śmierci
tysięcy ludzi i zniszczenia miasta.
W ogarniętej Powstaniem stolicy
działały miejskie służby techniczne. Na bieżąco starały się
naprawiać uszkodzone instalacje. Za porządek na posesjach i przed
domami odpowiadali dozorcy. Ze zdwojoną energią pracowały
szpitale, lokowane często w piwnicach i prywatnych mieszkaniach.
Mogło być ich ponad 200. Służyły zarówno rannym w boju
powstańcom, jak i cywilnej ludności.
Chwilami wytchnienia dla żołnierzy i
mieszkańców były koncerty z udziałem gwiazd muzyki poważnej i
popularnej, m.in.: pianisty Jana Ekiera, piosenkarki i aktorki Miry
Zimińskiej czy piosenkarza Mieczysława Fogga. Odbywały się w
kinie Palladium, salach Konserwatorium i Wydziału Architektury
Politechniki Warszawskiej, ale też w szpitalach i mieszkaniach. W
drugiej połowie sierpnia na Powiślu karierę robił teatrzyk
lalkowy Kukiełki pod Barykadą.
W końcu września sytuacja w mieście
stała się tragiczna. Brakowało wody, żywności, groził wybuch
epidemii. Powstańcy trwali już tylko na odseparowanych od siebie
„wyspach”.
1 października dowódca AK Tadeusz
Komorowski „Bór” wystosował depeszę do Szefa Sztabu Naczelnego
Wodza w Londynie i dowódców okręgów AK w kraju: „Dalsza walka w
Warszawie nie ma już żadnych szans. Zdecydowałem ją skończyć.
Warunki kapitulacji gwarantują żołnierzom pełne prawa kombatantów
i ludności cywilnej humanitarne traktowanie. Sam iść muszę z
żołnierzami do niewoli”.
Warunki te strona polska i niemiecka
negocjowały w dworku Anieli Urbanowiczowej w Ożarowie, zajętym na
kwaterę Ericha von dem Bacha. „Układ o zaprzestaniu działań
wojennych w Warszawie” podpisany został wieczorem 2 października.
Parafowali go: von dem Bach, płk Kazimierz Iranek-Osmecki i ppłk
Zygmunt Dobrowolski, którzy mieli pełnomocnictwo dowódcy AK.
Dla mieszkańców Warszawy znaczenie
miały zwłaszcza te punkty układu, które gwarantowały, że w
stosunku do ludności cywilnej przebywającej podczas Powstania w
mieście nie będzie stosowana odpowiedzialność zbiorowa, a żadna
z osób nie będzie ścigana za działalność w organach władz,
administracji, współudział w walkach i propagandzie wojennej. W
kolejnym punkcie - o ewakuacji ludności cywilnej miasta - dowództwo
niemieckie zapewniało, że „zostanie to przeprowadzone w czasie i
w sposób oszczędzający ludności zbędnych cierpień”. Żołnierze
AK mieli zaś złożyć broń „na warunkach honorowych” i opuścić
Warszawę jako jeńcy wojenni traktowani według prawa
międzynarodowego.
Straty poniesione przez miasto w czasie
powstania były ogromne, ale też trudne do dokładnego określenia.
Zginęło 16-18 tys. powstańców. Liczba zabitych cywili - zdaniem
różnych badaczy - wyniosła między 120 a 200 tys.
Najtragiczniejszym wydarzeniem był dokonana przez Niemców masakra
mieszkańców Woli. Od 5 do 7 sierpnia pacyfikujące dzielnicę
oddziały grupy Heiza Reinefartha wymordowały tu 40-50 tys. ludzi.
Ulica po ulicy, dom po domu, niemieccy żołdacy wywlekali
mieszkańców i rozstrzeliwali w masowych egzekucjach, a budynki
podpalali. W tym zbrodniczym dziele dużą rolę odegrali
kryminaliści z brygady Oskara Dirlewangera, który od samego
Himmlera dostał specjalne pełnomocnictwo pozwalające mu „zabijać,
kogo zechce”. Na terenie fabryki Ursus przy ul. Wolskiej strzałem
w tył głowy oprawcy zamordowali ok. 6 tys. osób. W znajdującej
się przy tej samej ulicy Kirchmayera ofiarą egzekucji padło ok. 2
tys. osób, w parku Sowińskiego - 1,5 tys., a fabryce Franaszka -
ponad 1 tys., podobnie jak w Szpitalu św. Łazarza przy ul. Leszno.
Personel i chorych Szpitala Wolskiego przy ul. Płockiej bandyci
pognali na ul. Górczewską, gdzie obok wiaduktu kolejowego
wszystkich rozstrzelali. W tym jednym miejscu egzekucje odbywały się
przez kilka dni i mogło tu zginąć ok. 12 tys. osób. Ciała
zabitych układane były na stosy i palone. Masowe zbrodnie dotknęły
też Ochotę, gdzie dokonywali ich oprawcy z RONA, oraz Śródmieście
(Hale Mirowskie, ruiny Teatru Wielkiego, ulica Szucha).
Wiele osób poniosło śmierć pod
gruzami bombardowanych kamienic. Największe spustoszenie siały
junkersy Ju-87 Stuka, czyli „sztukasy” (bombowce nurkujące) i
sprowadzony przez Niemców do Warszawy w połowie sierpnia najcięższy
moździerz oblężniczy „Karl”, wystrzeliwujący dwutonowe
pociski kaliber 600 mm, które przebijały pancerze bunkrów i
przepruwały z góry na dół kilkupiętrowe budynki.
W wyniku ostrzału i bombardowania
największych strat doznało Stare Miasto. W trakcie walk
zakończonych 2 września upadkiem dzielnicy mogło tu zginąć 5
tys. powstańców i 30 tys. cywilnych mieszkańców. Po wojnie do
użytku nadawał się tylko jeden dom. Na Starówce legły w gruzach
bezcenne zabytki: kościoły na czele z katedrą św. Jana, kamienice
i pałace. Spłonęły znajdujące się na Starym Mieście archiwa,
zbiory ksiąg i dzieł sztuki. W innych częściach Warszawy
największe zniszczenia były w tych dzielnicach, w których toczyły
się walki: na Woli, w Śródmieściu Północnym, na Powiślu czy
Czerniakowie. Już w pierwszych dniach powstania Niemcy spalili też
sąsiadujący ze Starówką Mariensztat.
Bezpośrednio po upadku Powstania
Warszawskiego lewobrzeżna część miasta jeszcze przez ponad trzy
miesiące była w rękach Niemców. Nikt wtedy nie robił
inwentaryzacji zabudowy, nie wiemy więc, jaka była rzeczywista
skala zniszczeń w ciągu 63 dni walk. Niektóre źródła podają
20-28 proc., ale są to tylko przypuszczenia. Po powstaniu i
wypędzeniu mieszkańców niemieckie komanda kontynuowały podpalanie
i burzenie domów. Systematycznie niszczyły całe kwartały, by -
zgodnie z szaleńczym rozkazem Himmlera - miasto „całkowicie
zniknęło z powierzchni ziemi”. Szacuje się, że zniszczeniu
uległo wówczas kolejne 30 proc. zabudowy.
Straty materialne Warszawy można było
ocenić dopiero po wkroczeniu do niej Armii Czerwonej i Wojska
Polskiego w styczniu 1945 r. Z wykonanej wtedy inwentaryzacji
dowiadujemy się, że: mosty i drogi kolejowe zniszczone zostały w
100 proc., teatry i kina - w 95 proc., zakłady przemysłowe – w 90
proc., budynki zabytkowe – w 90 proc., budynki służby zdrowia –
w 90 proc., budynki mieszkalne – w 72 proc., szkoły – w 70
proc., budynki i urządzenia elektrowni – w 50 proc., sieć
tramwajowa – w 85 proc., tabor tramwajowy – w 75 proc., tabor
żeglugi rzecznej – w 85 proc., przewody gazowe – w 46 proc.,
wodociągi – w 30 proc., nawierzchnie ulic – w 30 proc.
Inwentaryzacja objęła jednak wszystkie zniszczenia miasta od
września 1939 r. do stycznia 1945 r., bez wyszczególnienia tych,
które zaistniały podczas Powstania Warszawskiego.
Kosztem poniesionym przez stolicę w
wyniku zrywu w 1944 r. było także wysiedlenie wszystkich
pozostałych przy życiu mieszkańców z lewobrzeżnej części
Warszawy. Niemcy wygnali ich najpierw do Pruszkowa, gdzie w
warsztatach kolejowych urządzili obóz przejściowy Dulag 121.
Przeszło przez niego ponad 550 tys. warszawiaków. Wielu z nich
wywieziono stąd na przymusowe roboty do Rzeszy lub do obozów
koncentracyjnych. Część z wysiedlonych nigdy już nie wróciła do
Warszawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Serdecznie podziękowania za pozostawienie komentarz i przeczytanie posta. To bardzo ważne - i niezmiernie miłe - dla autorów i twórców.